Dzisiejsza trasa wymarzona na majówkę z rodziną. Słońce, brak deszczu i ukochane komary. Na początku dojazd pociągiem do Nowego Dworu. Ze stacji ruszyłem w kierunku Cząstkowa, Łomnej i Palmir. Gdy dojechałem do parkingu zaczynającego rezerwat - śniadanie i obmyślenie co dalej. Po zregenerowaniu pojechałem Palmirską drogą (żółty szlak rowerowy) w kierunku cmentarza i muzeum. Zwiedzanie i dalsza droga do Truskawia (dalej żółty szlak). Gdy dojechałem do Truskawia zauważyłem pana lodziarza więc kupiłem loda i wypiłem herbatę w osiedlowym barze ("Dziupla"). Z parkingu ruszyłem żółtym szlakiem w głąb puszczy. Raz musiałem przenosić rower, ale to w moim życiu normalne. Dalej w Zaborowie leśnym zmiana szlaku (niebiesko-zielony szlak pieszy PTTK) i tu zaczynają się problemy. 6 razu przenosić trzeba było rower nad kanałem - raz wpadłem jedną nogą, ale szybko wyschła. W późniejszym czasie na rozstaju drug zmieniłem szlak na zielony. Ten szlak najładniejszy - wydmy, góry, leśne mostki, padalce i wyjazd na drogę 579. Tam obiad w barze "Wiewiórka" - bardzo niemiła pani, ale jedzenie nawet. Po konsumpcji powrót do miejsca końca zielonego szlaku, bo obok druga droga to szlak czerwony. Tam też wielkie góry i piachy. W połowie drogi cmentarz powstańców grupy "Kampinos". Dalej w drogę, w pewnym miejscu znajduję się schron wojskowy i za schronem trzeba skręcić w lewo - łatwo można się zgubić. Dalej to dojazd znowu do Palmir i powrót do domu.
Dzisiejsza wycieczka należała do tych mniej wesołych. Po obfitych świętach Wielkiej Nocy postanowiłem wybrać się na rower. Od razu na początku trasy zobaczyłem, że muszę się przyzwyczaić do przybranych kalorii. Później przerzutki zaczęły szwankować. Potem musiałem się przyzwyczaić do podniesionego wyżej siodełka. Dopełnieniem nieszczęść było przy 18 km odpadnięcie pedału. Pech. Ale czego się nie robi by się przygotować do Mazovia Mtb Marathon w Legionowie 15 maja. Wkręcacie się?
Dzisiejsza trasa prowadząca na zajęcia. Lecz gdy wyjeżdżałem z lasu sobaczyłem służby początkowe. Ale zawsze jeżdżę z kartą rowerową i innymi rzeczami poprawiającymi bezpieczeństwo, więc nie mam się co bać.
Dzisiejsza trasa sprawiła mi trudność. Po 10 km marszu z kolegą wybrałem się jeszcze na rower i prawie padłem z wycieczenia. Po drugie całą trasę nękała mnie okropna scena z mojego życia. Ale żyje i mam się chyba dobrze.
Dzisiejsza trasa z dużą ilością emocji. W pierwszych kilometrach zgubiłem koszyczek wraz z bidonem - bidon znalazł inny kolarz, za co bardzo dziękuje, ale koszyczek przepadł. Na szczęście, był kupiony w Decathlonie za 12,99 więc mała strata. Później pobiłem rekord prędkości - 42 km/h na moim pięknym miejskim rowerze. Przy wale mała kraksa - rower nie ucierpiał, a ja mam tylko drobne draśnięcia. Trasa dzisiejsza była po prostu inna !
Dzisiejsza trasa narobiła mi trochę strachu. Otóż podobno wataha psów kręcąca się przed naszymi blokami koło 4 rano w południe śpi na wale w Jabłonnie. Brrr
Trasa na zajęcia. Kiedy zobaczyłem na zegarku, że zostało mi jeszcze 6 min na ich rozpoczęcie, szybko na rower i jazda. Dotarłem 3 kilometry w 4 min (był korek). Ale za to po skończonych zajęciach, postanowiłem zrobić jeszcze małą rundkę wkoło mojego miasta.